Pani Dominika z Łodzi twierdzi, że została poturbowana przez strażników miejskich. To w wyniku ich interwencji ma mieć skomplikowane złamanie ręki. Lekarz nie chciał jej operować, ponieważ byłoby to zbyt niebezpieczne.
Kobiecie grozi niedowład kończyny. Strażnicy miejscy z kolei utrzymują, że to sama pani Dominika złamała sobie rękę uderzając o radiowóz. Na miejscu, jak twierdzą nasi świadkowie, było spore zamieszanie. Strażnicy miejscy nadbiegali w miejsce zdarzenia z obu stron ulicy. Czekamy na kolejne relacje.
Wszystko działo się w sobotę, przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Było po północy. Brat pani Dominiki, razem z jej partnerem wyszli do sklepu. Kiedy długo nie wracali kobieta, razem z bratową wyszły zobaczyć, co się stało.
- W pobliskiej bramie zobaczyłyśmy dużą grupę strażników miejskich i mojego brata leżącego na ziemi - wspomina. - Podbiegłyśmy dowiedzieć się, co się stało. Zaczęło się od rozmowy, ale kiedy próbowałam podejść do brata zostałam potraktowana brutalnie. Wiadomo, w nerwach mówiłam podniesionym głosem, mogło dojść do przepychanki, ale to jeszcze nie powód, żeby łamać mi ręce. Tylu mężczyzn mogło samymi ciałami nie dopuścić mnie do leżącego, albo obezwładnić nie robiąc mi takiej krzywdy. Podobno brat był agresywny, dlatego został zatrzymany. Ale co ja im zawiniłam? Że było nerwowo to zrozumiałe w takiej sytuacji, ale strażnicy miejscy powinni być przygotowani na odpowiednie reakcje w takim przypadku. Tu grubo przesadzili. Byli brutalni i agresywni, szczególnie jeden z nich.
Innego zdania są strażnicy miejscy, którzy mówią, że kobieta faktycznie nie została dopuszczona do brata, a następnie ze złości, że tak się stało uderzyła z całych sił ręką w radiowóz. I to to uderzenie miało spowodować złamanie.
Lekarz nie jest pewien, czy kobieta nie zostanie kaleką. Złamanie jest na tyle niebezpieczne, że ręka może pozostać bezwładna.
Jeśli widzieliście zdarzenie czekamy na wasze relacje.